Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół” w Sanoku

2021.07.25

Sokoli zwiedzają ciekawe miejsca

 

Sanok – Iwla – Nowy Żmigród – Dębowiec – Trzcinica – Sanok – 2021-07-11

Wycieczka na trasie: Sanok: – Iwla (Miejsce upamiętnienia z drewnianym krzyżem, kamiennym ołtarzem, ławkami dla pielgrzymów oraz głazami z przytwierdzonymi pamiątkowymi tablicami, upamiętniającymi ważne wydarzenie mające związek z Iwlą i Polską) – Nowy Żmigród (Cmentarz z Mogiłą Konfederatów Barskich i Zachodniogalicyjski cmentarz wojenny z okresu I wojny światowej nr. 8) – Dębowiec (Bazylika Mniejsza Najświętszej Maryi Panny z La Salette – polski ośrodek kultu Matki Bożej Saletyńskiej) – Trzcinica (Grodzisko obronne z epoki brązu i wczesnego średniowiecza tzw. „Karpacka Troja”)Sanok.

Iwla – W 1769 r. pomiędzy Miejscem Piastowym a Rogami miała miejsce bitwa konfederatów barskich z Moskalami, w której został ranny Kazimierz Pułaski. Powstańcy często gościli w pałacu Męcińskich w Dukli lub przechodzili na Słowację.

8 kwietnia 1769 roku rozegrała się bitwa pod lwlą, przez naszą wieś przeszło ok. 2 tys. żołnierzy rosyjskich pod dowództwem Iwana Drewicza w pogoni za konfederatami, którzy chcąc zmylić przeciwnika wycofali się nieopodal Przełęczy Dukielskiej na wzgórze po słowackiej stronie zwane dziś Szańce, gdzie mieli obóz warowny.

Przekazy ustne podają, że w Iwli znajdowały się zabudowania dworskie hrabiego Męcińskiego, m.in. posiadłość dworska, stajnie, kuźnia i gorzelnia. Pozostały po nich jedynie fragmenty fundamentów.

Najbardziej tragiczne dla Iwli okazały się lata 1914/15 i 1939-1945, a więc okres I i II wojny światowej. Te wydarzenia zdeterminowały życie ludności, zniszczona doszczętnie wieś odbudowała się od nowa. W okresie międzywojennym rozpoczęto budowę młyna na wodospadzie, nie została ona jednak ukończona. Zniszczono go podczas II wojny światowej.

Szczególne znaczenie miała dla nas operacja karpacko-dukielska zwana także dukielsko-preszowską. Rozpoczęła się ona 8 IX 1944 r., a jej celem było przebicie się wojsk niemieckich na Słowację (wówczas Czechosłowację), gdzie w sierpniu wybuchło powstanie.

W operację były zaangażowane gigantyczne siły Armii Radzieckiej łącznie około 120 tys. ludzi, ok. 1700 dział i moździerzy oraz 1000 czołgów. 6 X 1944 r. oddziały korpusu czechosłowackiego opanowały Przełęcz Dukielską, która doczekała się wśród żołnierzy tej jednostki określenia „nienasycona przełęcz.” Dowództwo niemieckie ściągnęło tu znaczne siły i umocniło teren, tworząc tzw. „Karpatenfestung" Twierdza Karpaty.

Wojska niemieckie dysponowały 18 dywizjami, w tym 3 pancernymi (w sumie ok. 100 tys. żołnierzy), 350 czołgami i 2000 dział. Oddziały czechosłowackie zdobyły wzgórze Franków (534 m) górujące nad całą kotliną dukielską. Niemcy za wszelką cenę starali się odebrać im ten ważny punkt, w ciągu następnych czterech dni wzgórze ośmiokrotnie zmieniało właściciela. Z oddziałów czechosłowackich ocalało jedynie 7 ludzi, a łączne straty obu stron na tym niewielkim skrawku wyniosły kilkuset zabitych.

„W Armii Czerwonej wielkość strat w ludziach i sprzęcie świadczyła o potędze przygotowanej operacji, a tym samym o wielkości dowodzącego nią oficera. Stalin zawsze zbierając informacje o przebiegu kolejnej bitwy pytał głównie o wielkość strat, gdyż to właśnie cenił najbardziej”.

Oto relacja żołnierza AK Mychijło Kinasz:

„Zostałem zmobilizowany do Armii Czerwonej w sierpniu 1944 roku. Z mojej wsi Steniatyn koło Sokala poszło wtedy do wojska około 200 mężczyzn. Z wojny wróciła mniej niż połowa. Wiedzieliśmy, że front jest gdzieś w Karpatach. Większą cześć drogi do frontu szliśmy na piechotę. Nie mieliśmy wtedy jeszcze mundurów i byliśmy ubrani po cywilnemu. Nasza kolumna liczyła chyba parę tysięcy ludzi. Karmiono nas bardzo źle, dlatego większość jadła to, co miała jeszcze z domu. Kto miał pieniądze, próbował coś kupować od miejscowej ludności, jednak okazało się to niebezpieczne.

Po obu stronach drogi, w odstępie 10 metrów jeden od drugiego, szli żołnierze uzbrojonego konwoju. Na noc zamykano nas w szopach albo innych pomieszczeniach. Mimo tego dużo chłopców uciekało. Nie chcieli walczyć w Armii Czerwonej. Już przed samym frontem rozstrzelano dwóch chłopców, których uznano za dezerterów. Znałem ich obu, byli to Jarosław Chudoba ze Sokala i Wasyl Gawroński ze Steniatyna. Pierwszy miał 18 lat, a drugi był jeszcze młodszy. Wydaje mi się, że nie chcieli uciekać z wojska - prawdziwi dezerterzy robili to w nocy. Ci chłopcy w biały dzień zaszli do jednej gospody, żeby, jak mówili, kupić tam mleka. Złapał ich tam oficer polityczny, który powiedział, że chcieli się tam ukryć. Obaj chłopcy zostali rozstrzelani, przy czym dziesięciu spośród nas po raz pierwszy dano karabiny. Uważam jednak, że te karabiny były nabite ślepymi nabojami, ponieważ po tym jak, do osądzonych oddano salwę, żaden z nich nie został nawet ranny. Obu zastrzelili oficerowie z NKWD. Ci z NKWD w czasie egzekucji stali tuż obok osądzonych, co świadczy, że chyba się nie obawiali, że trafi ich jakaś kula.

Mundury i broń rozdano nam dopiero przed samą linią frontu. Mundury dostaliśmy stare, zdjęte z zabitych, ale dobre, wyprane i pocerowane. Na niektórych uniformach można było poznać ślady kul czy odłamków. Z całego wyposażenia dostaliśmy tylko nowe buty. Były one amerykańskie, bardzo dobrej jakości, niektórzy bardzo się cieszyli, ponieważ chyba jeszcze w życiu nie nosili tak nowych i silnych butów. Niestety, wielu z nas tych butów nie nosiło zbyt długo.

Zanim wysłano rekrutów do okopów, wywołano ludzi z wyższym wykształceniem. Mimo, że nie miałem takiego wykształcenia, jednak się zgłosiłem. Przydzielono mnie do kompanii moździerzy kal. 82 mm jako ładowniczego. Moje przeszkolenie wojskowe polegało na tym, że oficer pokazał jak się wrzuca pocisk do moździerza, jak się doczepia do pocisku woreczki z prochem dodatkowego ładunku i zapytał mnie czy dobrze słyszę i czy rozumiem język rosyjski. Cała ta nauka nie trwała więcej niż 15 minut. Już potem dowiedziałem się, że rekrutów pobranych na Ukrainie Zachodniej na ogół ćwiczono bardzo krótko, niektórych po 5 dni, a niektórych (jak mnie) od razu rzucano do walki.

Nacieraliśmy w kierunku na Duklę. Nauczyłem się ładować moździerz tak szybko, żeby jednocześnie w powietrzu było aż 5 pocisków. Pierwszy jeszcze nie upadł na ziemię, a piąty już wystrzeliłem. W toku natarcia zostałem wstrząśnięty ogromem strat poniesionych przez Armię Czerwoną. W paru miejscach poznawałem zabitych żołnierzy z mojej kolumny poborowej po nowych butach. Na jednej ze ścieżek, którą szliśmy, trafiliśmy na tak dużą liczbę zabitych, że przyszło nam przez parę minut iść dosłownie po trupach. Było ich tak dużo, że nie dało się obejść.

Mieliśmy trudności z zaopatrzeniem w amunicję. Przywożono ją końmi i zostawiano parę kilometrów od naszych pozycji. Nosiliśmy pociski na sobie. Przez cały czas natarcia każdy z nas miał na sobie co najmniej po dwa pociski do moździerza zawieszone na zawiązanym na szyi sznurku. Ja byłem nieco silniejszy od kolegów, dlatego nosiłem aż po cztery. Sprzętu górskiego nie mieliśmy, więc pewnego razu omal nie zginąłem, kiedy spadłem ze skały z tymi pociskami. Na szczęście nie eksplodowały.

28 września zostałem ranny odłamkami niemieckiego pocisku, który eksplodował na drzewie. Dostałem parę odłamków w nogę i w rękę. Zameldowałem o tym , że jestem ranny dowódcy, który powiedział, żebym sam szedł do szpitala. Ostatkiem sił, żeby nie stracić przytomności, jakoś się doczołgałem do szpitala polowego, skąd odwieziono mnie do Krosna. Tam w szpitalu, mieszczącym się w fabryce mebli, leczono mnie przez dwa miesiące. Dwa odłamki, po jednym w ręce i nodze, i tak nie zostały usunięte. Noszę je do dziś".

Warto wspomnieć o tym, że operacja dukielska była jednym z najbardziej krwawych epizodów II wojny światowej na ziemiach polskich. Źródła podają, że w walkach o Przełęcz Dukielską zginęło ok. 145 tys. ludzi w tym: 90 tys. Rosjan, 50 tys. żołnierzy niemieckich oraz 6 tys. Czechosłowaków. Mieszkańcy Iwli opowiadają, że ze względu na ogromną liczbę ofiar woda ze spływającego z gór potoka zabarwiona była krwią. W polskiej części Beskidu Niskiego pamiątki po tych krwawych zdarzeniach są nieliczne: cmentarz poległych w Dukli, pomnik na zboczu wzgórza Franków oraz ekspozycja w muzeum dukielskim. Po stronie słowackiej powstał rozległy kompleks pamiątkowy: liczne pomniki, egzemplarze sprzętu bojowego (samoloty, czołgi) ulokowane przy drodze Barwinek - Świdnik oraz cmentarz-mauzoleum w Świdniku.

Do dziś w Iwli znaleźć można fragmenty uzbrojenia, niewybuchy, elementy gąsienic czołgowych, dziurawe hełmy, wprawne oko wypatrzy także zarysy okopów.

Tereny, na których miały miejsce te dramatyczne starcia, a więc podnóże wzgórza Franków (wzgórze 534) i znaczna częśc Iwli ciągnąca się w kierunku Chyrowej, która ucierpiała równie dotkliwie, nazwano „Doliną Śmierci”, lwia była i jest wsią wielokulturową, na skutek jednak akcji „repatriacyjnej” przesiedlono znaczną część ludności Łemkowskiej, na zawsze zniknęli Żydzi. W latach 70-80-90 kwitną przemysł w pobliskiej Dukli czy Krośnie, to tam sporo osób znalazło zatrudnienie. Niestety większość z tych zakładów nie przetrwała do dziś. Wiele osób wyjechało w poszukiwaniu lepszych perspektyw, młodzież kontynuuje naukę w większych miastach i często nie wraca w rodzinne strony.

lwia liczy obecnie ok.740 mieszkańców.

Krzyż postawiony przez wdzięcznych parafian Iwli to wypełnienie obietnicy danej Panu Bogu za ocalenie życia podczas operacji karpacko-dukielskiej w 1944 r. Prosty drewniany krzyż postawiony został 11 sierpnia 2007. Przed krzyżem, kamienny ołtarz i ławki dla pielgrzymów, a z boku kamienie z przytwierdzonymi pamiątkowymi tablicami, upamiętniającymi ważne wydarzenie mające związek z Iwlą i rocznicowymi obchodami.

Podczas corocznych pielgrzymek odsłaniane są kolejne tablice. Jedna z tablic poświęcona jest żołnierzom pochodzącym z Iwli, którzy zginęli w czasie I wojny światowej, wojny bolszewickiej i II wojny światowej. Druga cywilom, mieszkańcom Iwli, którzy zginęli w czasie II wojny światowej. W maju 2015 r. w osiemdziesiątą rocznicę śmierci Józefa Piłsudskiego odsłonięto tablicę poświęconą marszałkowi – honorowemu obywatelowi Iwli, a w 2019 roku odsłonięto tablicę upamiętniającą 80. rocznicę wybuch II wojny światowej.

Uczestnicy: Barbara Milczanowska, Stefan Wołk, Jerzy Robel, Krzystof Michalski, Jolanta Robel, Andrzej Robel, Henryk Sobolak, Bronisław Kielar, Witold Sebastyański.