„Tygodnik Sanocki” – 30.10.2015 r.
Szymona Jakubowskiego gawędy o przeszłości
Pierwszy powiew nadciągającej wolności zawitał do Sanoka już w październiku 1918 roku, gdy na fali postępującego rozkładu monarchii austro-węgierskiej, w poszczególnych częściach imperium, w tym w Galicji, tworzyć zaczęły się lokalne namiastki narodowej władzy.
W samym Sanoku taka struktura powstała 20 października.
Jesienią 1918 roku stało się jasne, że państwa centralne: Niemcy i Austro-Węgry nie mogą Wielkiej Wojny wygrać. Sytuacja na frontach nie była może tragiczna, wojska obu sojuszniczych państw stały daleko poza swoimi granicami, ale w obu krajach narastał ferment.
Dawno zniknął entuzjazm z 1914 roku, gdy spodziewano się zwycięstwa w kilka miesięcy. W Berlinie, Wiedniu i innych miastach dochodziło do otwartych wystąpień przeciw monarchom.
1908 – Zlot sokoli w Sanoku
Marzenia o wolności
Pamiętać jednak należy, że mieszkańcy Sanoka marzyć o niepodległości i związaniu się z odrodzoną Polską, od której oderwani zostali w 1772 roku, nie zaczęli dopiero końcem wojny. Tradycje niepodległościowe były tu żywe przez cały okres zaborów. Z ziemią sanocką byli związani uczestnicy kolejnych powstań narodowych: listopadowego 1831, krakowskiego 1846 czy styczniowego. Na łamach Tygodnika Sanockiego przypominaliśmy już m.in. sylwetki braci Kahane, którzy całą rodziną ruszyli w 1863 roku do boju.
Narodowe odrodzenie - także na ziemi sanockiej - zaczęło postępować zwłaszcza w II połowie XIX wieku, wraz z wprowadzeniem autonomii galicyjskiej. Tworzyć zaczęły się narodowe organizacje, rozwijać szkolnictwo, powstawały kolejne tytuły prasowe, które coraz śmielej niosły idee narodowe pod strzechy.
Sam Sanok z okolicami stał się ważnym ośrodkiem powstawania kolejnych organizacji, które za swój cel stawiały narodowe uświadomienie, a w przyszłości - w obliczu spodziewanej powszechnej wojny - także walkę zbrojną o niepodległość. Ową walkę różnie w różnych okresach sobie wyobrażano. Oczywiście, u progu I wojny światowej powszechne nastroje wśród polskiej ludności Galicji związane były z Austro-Węgrami i planami odtworzenia Polski jako równoprawnego członu monarchii habsburskiej powiększonego o tereny odebrane znienawidzonej Rosji. Krzewieniu idei narodowej służyło m.in. tworzenie lokalnych struktur Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”, drużyn strzeleckich,harcerskich i bartoszowych przygotowujących młodzież do walki o odrodzenie Polski. Wielu z ich członków oddało później swe życie w zmaganiach na frontach I wojny światowej.
Godzina wolności
20 października 1918 roku z inicjatywy lokalnych elit społecznych i gospodarczych powstał nieoficjalny jeszcze, ale jawnie działający Komitet Samoobrony Narodowej. Na czele Komitetu stanął Wojciech Ślączka, zasłużony działacz społeczny, adwokat, radny miejski, owiany legendą uczestnictwa w powstaniu styczniowym, redaktor „Gazety Sanockiej” i „Tygodnika Ziemi Sanockiej”. Oprócz niego w skład komitetu wchodzili m.in. Feliks Giela, Paweł Biedka, lekarz miejski Karol Zaleski, nauczyciel Adam Pytel, adwokat Jan Rajchel i cudem ocalały od śmierci z rąk okupantów rosyjskich Michał Słuszkiewicz. Ostatni trzej wymienieni w wolnej już Polsce będą kolejno burmistrzami Sanoka.
Jednocześnie z namiastką władz cywilnych tworzyły się wojskowe, mające za zadanie zapewnienie porządku i bezpieczeństwa. Za to odpowiadali oficerowie armii austro-węgierskiej Antoni Kurka (jednocześnie będący przedstawicielem na ten teren Polskiej Komisji Likwidacyjnej - najwyższej władzy polskiej w Galicji) i Franciszek Stok.
W nocy z 31 października na 1 listopada z budynku sanockiego „Sokoła” w miasto ruszyły patrole sokołów, harcerzy, licznie zgłaszających się ochotników, opanowujących najważniejsze obiekty w Sanoku, min. miejscowe koszary. Udało się to bezkrwawo. Uczestnik tamtych pamiętnych wydarzeń, uczeń sanockiego gimnazjum, Józef Stachowicz tak wspominał: Ogromny tłum zebrał się przed gmachem starostwa, skąd zrzucono na bruk kamiennego dwugłowego orła, zawieszono flagę polską, a wkrótce nie tylko koszary, ale prawie wszystkie budynki prywatne i państwowe ozdobione były tym znakiem narodowym. Tłum od godziny 9 do 13 stał w miejscu i śpiewał pieśni narodowe, płacząc z radości, wzruszenie bowiem było powszechna.
Walki polsko-ukraińskie
Sytuację na ziemi sanockiej w przededniu odzyskania niepodległości komplikowały kwestie narodowościowe. Druga połowa XIX wieku to również odradzanie się żywiołu ukraińskiego, bardzo silnego na tym terenie i również marzącego o budowie własnego państwa. Ukraińskie działania były podobne do polskich, także kładziono nacisk na? rozbudowę narodowych organizacji, szkolnictwa. Istniało Ukraińskie Towarzystwo Strzeleckie, którego członkowie w 1913 roku zasilili namiastkę siły zbrojnej czyli Towarzystwo Ukraińskich Siczowych Strzelców, działały ukraińskie drużyny sokole i skautowe. Narastające animozje polsko-ukraińskie były wyraźnie podsycane, czasem wręcz inspirowane przez państwa centralne.
1 listopada 1918 roku we Lwowie ogłoszono powstanie Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej. Konflikt zbrojny między Polakami i Ukraińcami stawał się nieuchronny, zwłaszcza że obie strony rościły sobie prawa do tych samych terenów, w tym ziemi sanockiej, gdzie poza stolicą powiatu żywioł ukraiński, czy też rusiński, był bardzo silny.
Przejawem tych dążeń części mieszkańców ziemi sanockiej był zwołany 4 listopada do Wisłoka Wielkiego wiec Łemków. Powstała Ukraińska Rada Narodowa dla powiatu sanockiego, która zgłosiła swój akces do nowo powstającego państwa. Wśród jej inicjatorów byli m.in. greckokatolicki proboszcz Wisłoka, ks. Pantełejmon Szpylka, proboszcz Wisłoka Niżnego, ks. Mychajło Tesla.
W skład rady, która wkrótce skupiła przedstawicieli ponad 35 miejscowości wchodzili też, Teodo SzpyIka (brat Patełejmona), nauczyciel Hryhorij Sudomyr z Wisłoka Niżnego, były oficer austriacki, teraz odpowiedzialny za tworzenie ukraińskiej milicji Andrij Kyr z Komańczy, sędzia Iwan Kuciła z Kołomyi, ks. Mychajło Kril z Prełuk i ks. Iwan Kowalczyn z Puław. Powstawał twór, który do historii przeszedł jako Republika Komańczańska.
Republika rozpoczęła tworzenie własnych sił zbrojnych, ogłoszono pobór. Z każdego gospodarstwa do ukraińskiej milicji miał się zgłosić jeden mężczyzna. W szczytowym momencie komańczańskie „wojsko” liczyło około 800 ludzi. Borykało się jednak z problemami z uzbrojeniem (jedynie połowa miała jakąkolwiek broń palną) i słabością kadry dowódczej. Tylko garstka miała podoficerskie przeszkolenie wojskowe. Nadzieje na pomoc z innych ośrodków okazały się płonne.
Ukraińcy z pozostałych części Galicji mieli swoje problemy, I nie mogli dać realnego wsparcia Republice Komańczańskiej. Z każdym dniem sytuacja zaczęła zmieniać się na korzyść polskich oddziałów, które wspierane przez posiłki z centralnej i południowej Polski po kolei zdobywały ukraińskie punkty oporu. Padł Przemyśl, Lwów i szereg innych ośrodków.
Walka na torach
Przystępujące do walki polskie oddziały były mniej liczne od ukraińskich, ale lepiej zorganizowane i uzbrojone. Potężną bronią stały się uzbrojone pociągi, nieco na wyrost zwane pancernymi, ale świetnie sprawdzające się w boju. Jednym z nich był powstały w sanockiej fabryce, uzbrojony w trzy karabiny maszynowe „Kozak”. Tak go opisywał członek załogi podporucznik Antoni Hora: Robotnicy Fabryki Wagonów L. Zieleniecki w Sanoku zmontowali nam z siedmiu wagonów kolejową pancerkę, można powiedzieć prowizoryczną. Nazwaliśmy ją „Kozak”. Skład jej wyglądał następująco: na przedzie dwie lory płaskie, w pierwszej było kilkanaście szyn kolejowych, parę podkładów i akcesoria do nich, to służyło jako obciążenie i ochrona przed minami. Następna lora posiadała wmontowany „ul” stalowy z blachy o grubości 10 mm z wycięciami na strzelanie z ckm i miejscem dla dwóch żołnierzy. Trzecia lora w kształcie węglarki o wysokości 1,30 m z wycięciami na karabiny była opancerzona szutrem rzecznym i blachą stalową o grubości 6 mm. Czwarty wagon osobowy typu „TY” - bardzo mocna maszyna - z drugiej strony dwie lory jak wyżej opisane.
Załogę „Kozaka” walczącego w rejonie Ustrzyk Dolnych, Chyrowa i Felsztyna stanowili w dużej mierze sanoccy harcerze. Pociąg uczestniczył m.in. w ciężkich walkach pod Chyrowem w styczniu 1919 roku, gdzie śmiercią bohaterską zginęli podporucznik Stanisław Sas Korczyński i kapral Wacław Śląski, a uszkodzony skład został wycofany ze służby. Wtedy też uszkodzony poważnie pociąg zakończył swą służbę. Drugim, uczestniczącym w polsko-ukraińskich bojach, pociągiem był „Gromobój” skierowany głównie do walk w okolicach Zagórza i obsługiwany przez miejscowych kolejarzy. Tam zginęli kolejni harcerze: Marian Solon i Stanisław Wojnar. Orderami Virtuti Militari i Krzyżem Walecznych odznaczeni zostali natomiast: Adam Gebus oraz Stanisław i Władysław Szwedowie; ponadto Krzyż Walecznych przyznano Janowi i Stanisławowi Żurowskim.
Z frontu na front
W styczniu 1919 roku polskim oddziałom udało się w wyniku ofensywy na Komańczę zlikwidować Ukraińską Radę Narodową.
Do wiosny front ustabilizował się na linii Wola Michowa - Rabe - Jabłonki - Łopienka - Zawóz - Teleśnica Oszwarowa - Hoszów - Moczary - Bandrów Narodowy - Nanowa.
Jednym z ostatnich epizodów była nieudana próba opanowania przez Ukraińców 5 kwietnia Ustrzyk Dolnych, w ciągu kolejnych tygodni resztki Ukraińskiej Armii Halickiej zostały zmuszone do przejścia na Słowację, a władze Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej musiały podpisać rozejm.
Koniec walk z Ukraińcami nie oznaczał jeszcze końca zbrojnej batalii o granice. Ziemi sanockiej przyniósł jednak wytchnienie. Wielu sanoczan nie zdjęło mundurów, ruszając na kolejne fronty.
W 1920 roku wielu młodych mieszkańców tych terenów oddawało krew, stawiając opór zagrożeniu ze strony bolszewickiej Rosji.
Dla wielu z nich wojna zakończyła się dopiero rozejmem na froncie wschodnim jesienią 1920 roku i traktatem ryskim z 1921.
www.podkarpackahistoria.pl – jakubowski@interia.pl